Trwają ferie zimowe. Jedni je kończą, inni zaczynaj, a niektórzy dopiero planują. Jutro rozpoczyna się szkolna przerwa dla województwa mazowieckiego. To czas wspólnych rodzinnych wyjazdów, a co za tym idzie licznych wydatków. Wyjazd z dziećmi nieodzownie łączy się z codziennym, powtarzalnym niczym dzień świstaka – „mamo/tato, kup mi … ciastko, gofra, tego ślicznego misia ze straganu, ciupagę, bo przecież takiej jeszcze w domu nie mam.” No i w sumie nic w tym dziwnego. Nam dorosłym czasem ciężko przejść obojętnie obok kolorowych wystaw czy straganów pełnych regionalnych produktów, trudno się więc dziwić dzieciom, że są mało odporne na takie pokusy. Jak sobie jednak poradzić, gdy nie chcemy sto razy dziennie tłumaczyć dziecku, że nie, tym razem mu tego nie kupimy, a jednocześnie wykorzystać wspólny wyjazd, by nasza pociecha uczyła się rozsądnego gospodarowania pieniędzmi?
Wyjazdowe kieszonkowe
Warto przed wyjazdem ustalić kwotę, jaką chcemy i możemy przeznaczyć na drobne zakupy dla dziecka – czy to będą dodatkowe przekąski, zabawki czy inne atrakcje – możemy ustalić kwotę dzienną i wydzielać ją dziecku (to dobrze zadziała w przypadku maluchów) lub określić sumę na cały wyjazd, np. na tydzień i ustalić z dzieckiem, że od niego zależy, jak będzie tą kwotą zarządzał, ale z zastrzeżeniem, że więcej nie dostanie i musi tak gospodarować wyjazdowym kieszonkowym, by mu wystarczyło na cały pobyt. Czy to oznacza, że dziecko ma samo płacić za siebie gdy idziemy do kawiarni czy kupujemy dla wszystkich oscypki na ulicznym straganie? Nie. Ta kwota przeznaczona jest na dodatkowe zachcianki naszej pociechy, takie których nie finansujemy całej rodzinie.
Co zyskujecie?
Możecie się zdziwić, ale jeśli będziecie konsekwentni, to wydacie na „potrzeby” Waszego dziecka zdecydowanie mniej, niż gdybyście go nie wyposażyli w kieszonkowe na wyjazd. Prawdopodobnie ulegalibyście jękom i marudzeniom częściej niż byście chcieli, bo w końcu wyjechaliście odpocząć, a nie non stop walczyć z małym rozrzutnikiem. Wyznaczając konkretną kwotę, dajecie dziecku lekcję zarządzania budżetem, pozwalacie mu uczyć się dokonywania wyborów, ustalania priorytetów, ponoszenia konsekwencji decyzji, a jednocześnie zdejmujecie sobie z głowy ciężar codziennego tłumaczenia dlaczego nie kupicie.
Czy wtrącać się w wydatki dziecka?
O tym, jak traktować przekazane dziecku pieniądze pisałam więcej tutaj – zajrzyjcie koniecznie, jeśli jeszcze nie czytaliście. Najważniejsza zasada – żeby dziecko faktycznie miało możliwość uczenia się odpowiedzialności za decyzje finansowe (nawet jeśli dotyczą zakupu gofra czy nowego breloczka), musi mieć swobodę dokonywania wyboru – tak więc, jak najbardziej możecie mu doradzić lub odradzić zakup, wspomnieć, że ma już masę podobnych figurek/misiów/śnieżnych kul czy innych cudów, czekających na niego w jego pokoju, ale decyzja należy do niego. Jeśli chce wydać pieniądze, które od Was dostało na największą w waszym mniemaniu głupotę – niech wyda i niech wyniesie z tego lekcję.
A jak u Was wygląda kwestia wydatków podczas wspólnych wyjazdów? Dzieciaki dostają wyjazdowe kieszonkowe na swoje drobne potrzeby czy raczej sami decydujecie i finansujecie ewntualne zachcianki?