Długo zwlekałam z upublicznieniem tej wiadomości. Nie chciałam zapeszać. Nie chciałam obiecywać czegoś, co ostatecznie mogło nie wypalić. Łączenie jakiejkolwiek pracy z opieką nad dwójką maleńkich dzieci to prawdziwy rollercoaster. Tutaj nie ma żadnych reguł ani harmonogramów. Niczego nie da się przewidzieć ani zaplanować na 100%. Tym bardziej napisania i samodzielnego wydania książki. Od początku do końca. Od pierwszego zdania, po nadanie paczek z przesyłką do czytelników.
Julka zaczęłam pisać gdy starszy synek (obecnie dwuletni) miał zaledwie kilka miesięcy. Założyłam właśnie bloga (wówczas pod nazwą Dzieci Liczą Pieniądze) i pisałam na nim o wszystkim, co związane z edukacją finansową najmłodszych. Skąd pomysł na taką tematykę bloga, a później również książki?
Na urlopie macierzyńskim sporo czytałam. Długaśne posiedzenia z dzieckiem przy piersi sprzyjały lekturze blogów i książek związanych z moimi zainteresowaniami. A ja od dawna interesowałam się tematem przedsiębiorczości i zarządzania finansami osobistymi. W sieci istniały już duże, popularne blogi o tej tematyce skierowane do dorosłych – chociażby Jak Oszczędzać Pieniądze Michała Szafrańskiego czy Finanse Bardzo Osobiste Marcina Iwucia. Widać było, że temat jest potrzebny, że ludzie reagują, udzielają się. Świetnie, że ktoś o tym pisze – pomyślałam. To w końcu bardzo potrzebna wiedza. Tylu młodych (i nie tylko) ludzi ma problemy z zarządzaniem swoimi finansami. Problemy z długami. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie ma się czemu dziwić. Nikt nas tego przecież nie uczył kiedy byliśmy dziećmi. W szkole podstawowej nie było żadnych zajęć, dzięki którym jako dzieciaki moglibyśmy zrozumieć podstawowe kwestie związane z pieniędzmi – jak oszczędzać, jak dokonywać wyborów planując wydatki, jak mądrze się zadłużać? Ci, którzy mieli więcej szczęścia, otrzymali jakiś poziom wiedzy od swoich rodziców, ale zdecydowania większość nie wyniosła z domu odpowiednio przekazanych, dobrych nawyków finansowych. I tu był klucz. Brakowało takiego przekazu skierowanego właśnie do najmłodszych.
Julek narodził się w mojej głowie spontanicznie, a jego przygody początkowo same rozpisywały się na kartkach papieru (a tak naprawdę to na monitorze komputera). Wraz z Julkiem pojawiła się jego ukochana szczurzyca Ratka, najlepsza przyjaciółka Dusia i sąsiad, Pan Rozrzutnicki. Od samego początku wiedziałam, że ta książka to nie będzie wiedza podana w suchy, encyklopedyczny sposób. Bo najlepiej na dzieci działa przykład i bohater, z którym mogą się utożsamić. Gdy miałam spisane 3 pierwsze opowiadania, pojawił się kryzys. Starszy synek zaczął być mocno ruchliwy, wymagał znacznie więcej mojej uwagi. Później okazało się, że jestem w drugiej ciąży. To był trudny okres. Zaprzestałam większości działań. Zaniedbałam bloga, odłożyłam na bok Julka. Gdy w lutym urodziłam młodszego synka, odetchnęłam. Zdrowie się poprawiło, energia zaczęła do mnie powracać. A wraz z nią kolejne przygody rezolutnego ośmiolatka.
Od hobbystycznego pisania opowiadań dla dzieci, do wydania książki jest bardzo daleka droga. Szczególnie jeśli książkę chcesz wydać samodzielnie. Ja od samego początku wiedziałam, że będę chciała to zrobić po swojemu i na własnych warunkach. O tym, dlaczego nie zdecydowałam się na współpracę z wydawnictwami, musiałabym napisać odrębny wpis. Jaki był więc moment przełomowy, w którym pisanie o przygodach Julka przerodziło się w proces wydawniczy? Chyba moment, w którym zdecydowałam się napisać do Mirioli Dzik (KURA) z pytaniem, czy zilustruje moją książkę. Przesłałam jej fragment i czekałam na odpowiedź. O tym, że chciałabym aby to KURA została ilustratorką Julka i dziury w budżecie wiedziałam już wcześniej. Rysunki, które zamieszczała na swoim fanpage’u oraz na blogu bawiły mnie od dawna. Wiedziałam, że ten styl doskonale by się wpisywał w konwencję Julka i dziury w budżecie. Żeby była jasność. Napisałam do Mirioli, kiedy jeszcze nie miałam ukończonej książki. Miałam może nieco ponad połowę materiału. Poszłam na żywioł. Jej pozytywna reakcja i rozpoczęcie prac nad ilustracjami, mobilizowały mnie do dalszej pracy nad tekstem. A bywało ciężko. Dwójka malutkich dzieci, początek przygody Starszego ze żłobkiem, choroby. Choroby, które zdawały się nie mieć końca. I mój tekst, który też zdawało się, że nie ujrzy końca.
Teraz jestem kilka miesięcy pracy do przodu. Książka Julek i dziura w budżecie jest skończona i szykuje się do druku. Strona internetowa, na której będziecie mogli zamawiać swoje egzemplarze jest w trakcie budowy, a ja ustalam ostatnie szczegóły. Spełniam swoje marzenie o wydaniu książki dla dzieci i jednocześnie mam poczucie, że robię coś potrzebnego. Coś, co choć trochę pomoże rodzicom rozmawiać z ich dziećmi o sprawach domowego budżetu, oszczędności, planowania wydatków, zagrożeń płynących z szybkich pożyczek. Moja cegiełka do edukacji finansowej najmłodszych zaraz zostanie dołożona. A ja nie mogę się doczekać aż pachnące książki przyjadą do mnie z drukarni. Nie mogę się doczekać Waszej reakcji na Julka. Mam skrytą nadzieję, że będziecie chcieli go poznać nieco bliżej.
zdjęcia: KURA