Albert Einstain powiedział kiedyś, że „wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, bo wiedza jest ograniczona”.
Z wyobraźnią jest inaczej … nie ma granic, nie ma barier … jesteśmy tylko my i nasza kreatywność. No właśnie.
Dziś chciałam się z Wami podzielić naszym domowym (banalnie prostym) sposobem na rozwijanie kreatywnego myślenia i dziecięcej wyobraźni. I nie potrzebujecie do tego żadnych rekwizytów, wolnej przestrzeni czy zapasów energii (który rodzic nimi dysponuje pod koniec dnia?). Chodzi o nasze codzienne, wieczorne zmyślanie historii.
U nas pomysł z opowiadaniem historyjek zrodził się z potrzeby udobruchania Starszego po tym, jak przed snem mówiłam, że kończymy już czytanie książek i gasimy światło. Zawsze wtedy był lament – „mamo przeczytaj jeszcze jedną … i jeszcze jedną…”. W pewnym momencie ja już byłam tak zmęczona i tak senna, że mimo lamentu gasiłam lampkę. No i wtedy Starszy zaczął prosić „Mamo, to opowiadaj mi teraz różne historie”. Ech, matka ledwo żywa, no ale dobrze synu. Będę opowiadać historie.
Historie nie muszą żyć jedynie w książkach. Tradycja snucia opowieści sięga samych początków ludzkości – czasów na długo przed pojawianiem się pierwszych książek.
Na początku głównie ja opowiadałam, a Starszy słuchał i czasem zadawał pytania. Po jakimś czasie zaczęłam prosić, by to on wymyślał swoje własne opowieści. Co ciekawe, początek zazwyczaj starał się odtwarzać, mając w pamięci to, co usłyszał ode mnie, jednak cała reszta historyjki to już był totalny spontan w jego wykonaniu. Zdarza mu się oczywiście łączyć fragmenty historyjek, coś wyciągnąć z jednej, coś z drugiej bajki, ale w efekcie zawsze powstaje jakiś nowy scenariusz. Są to proste i niezbyt rozbudowane opowiadania (Starszy ma dopiero 3 lata), ale i tak za każdym razem zaskakuje mnie jakimiś elementami.
Poniżej fragment historii zmyślonej przez Jasia
– „Dawno dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami … yy… stał sobie domek. I tam mieszkał… wąż…
– Wąż?
– Tak, taki co nie miał nóg i rąk.
– Aha, no węże nie faktycznie nie mają rąk i nóg … i co dalej? Jak miał na imię ten wąż?
– No miał na imię … Ślizg i on był bardzo smutny, bo nie mógł ćwiczyć biodelek
– Bioderek?
– Tak, bo on nie miał biodelek … wies mamo?
– A jak wyglądał ten waż?
– No on był taki śliski, śliski jak żaba …i zielony.
– Aha …i co było dalej?
– No i przyszedł złodziej i go zabrał …
– Tego węża? Co miał na imię Ślizg?
– Tak, złodziej go zabrał do swojego domku.
– A ten złodziej był zły?
– Nie, nie był zły… to był taki złodziej lisek i on chciał się bawić z tym wężem w chowanego.
(Cała historia była sporo dłuższa i oczywiście skończyła się happy endem).
Może wyda Wam się, że to nic szczególnego, ot dzieci wymyślają przeróżne historyjki. Jasne, mój syn w ciągu dnia non stop krzyczy „Na ratunek! Lina! Psi Patlol, zbiórka w bazie!” – tylko często jest to odtwarzanie pewnych scenek czy powtarzanie sekwencji usłyszanych podczas oglądania bajki. Podobnie jest, gdy dziecko odtwarza treść książki, którą mu czytaliśmy.
To jest oczywiście ważne i rozwijające. Zaważyłam jednak, że snucie zupełnie nowych opowieści, nawet jeśli są mało logiczne i nie zawsze składne, daje coś jeszcze. Gdy nie ma żadnych innych bodźców (leżymy w łóżku, światło jest zgaszone, nie otaczają nas zabawki dziecięce), maluch zaczyna tworzyć (a nie odtwarzać). Początkowo jest to mało zgrabna historia, ale z czasem dziecko staje się coraz lepsze w swojej narracji. Do wymyślania opowieści wykorzystuje zdobyte wcześniej informacje, doświadczenia, łączy je ze sobą, tworzy skojarzenia, dodaje odpowiednią intonację. Z dnia na dzień i z wieczoru na wieczór doskonali się w przekazywaniu swoich myśli. Dzięki temu rozwija swoje umiejętności narracyjne, nieszablonowe myślenie, buduje też swoją pewność siebie.
W naszym przypadku takie wymyślanie historii zajmuje zazwyczaj więcej czasu niż czytanie samej książki i daje coś jeszcze. Doskonale wycisza i przygotowuje dziecko co snu. Starszy w czasie opowiadania zaczyna się kręcić, układać w swojej ulubionej pozie do zasypiania i po kilku chwilach … mogę spokojnie zamknąć za sobą drzwi dziecięcego pokoju i paść w objęcia … np. Netflixa 😀
A jak to wygląda u Was? Wolicie czytać książki czy wspólnie wymyślać zupełnie nowe historie? A może jedno i drugie?