Pomysł, żeby na blogu stworzyć cykl postów, w którym inni rodzice – blogerzy będą się z Wami dzielić swoimi przemyśleniami związanymi z edukacją finansową dzieci i zaserwują trochę przykładów z własnego podwórka, kiełkował mi w głowie od jakiegoś czasu. W końcu fajnie poczytać o tym, jak do tematu podchodzą inni i może się przy okazji czymś zainspirować.
Dziś zapraszam Was na wywiad z Alicją Kost, pomysłodawczynią i jedną z trzech autorek bardzo przeze mnie lubianego bloga Mataja. Przyznam, że podczas ciąży, to właśnie strona dziewczyn była dla mnie prawdziwą skarbnicą wiedzy na tematy związane z ciążą, porodem, opieką nad noworodkiem, a później małym dzieckiem. Wiecie co mi się niej tak podoba? Zupełnie inne podejście do tematu. Bo Mataja to blog o ciąży i rodzicielstwie oparty na dowodach naukowych. Wiedza, profesjonalizm, a do tego spora dawka poczucia humoru i dystans do siebie powodują, że ja śledzę ich bloga regularnie.
Alicja jest biotechnologiem z doktoratem z biologii medycznej, a prywatnie mamą czteroletniej Pierworodnej i dwuletniego Drugorodnego. W kilku punktach poniżej opowiada o tym, czy jej zdaniem edukacja finansowa dzieciaków jest potrzebna i jak wprowadzanie maluchów w świat finansów wygląda u niej w domu.
Pierworodna ma 4 lata. Czy dostaje już od Ciebie i Wirgiliusza kieszonkowe?
Tak, od ponad 6 miesięcy co sobotę dostaje kieszonkowe. Rozlicza się z nami dość skrupulatnie, bo jeśli zdarzy nam się zapomnieć o dniu kieszonkowego, to ona zawsze się przypomni. I dobrze – niech się uczy dbać o swoje interesy. Na razie domowy budżet tego jej kieszonkowego nie czuje, bo dostaje zawrotną kwotę 1 złocisz tygodniowo, ale dla niej to póki co wystarczająca kwota. Poza tym często do kieszonkowego dorzucą coś dziadkowie i reszta krewnych, a my dodatkowo co jakiś czas robimy jej egoistyczną zrzutkę drobniaków z portfela.
Razem z pierwszym kieszonkowym dostała też od nas skarbonkę – nie żadnego fikuśnego przedstawiciela rodziny świniowatych, tylko zwyczajną, siermiężną, otwieraną puchę z dziurą. Kiedy zaczęliśmy jej dawać kieszonkowe byliśmy pewni, że do skarbonki nie trafi ani pół złocisza bo młoda poleci od razu do sklepu i wyda na byle co, czytaj na lizaka czy innego batonika, ale dziecię postanowiło nas zaskoczyć stwierdzając, że „odłoży to sobie na jakaś fajną zabawkę”. Zbierała przez klika miesięcy, aż pewnego marcowego popołudnia w lokalnym markecie trafiła ją strzała Amora – zestaw małego weterynarza, w skład którego wchodziła plastikowa klatka transporter dla pieska, zestaw badziewnych plastikowych narzędzi typu strzykawka i wątpliwej urody pluszowy piesek ją totalnie zahipnotyzowały. W ten sposób opróżniła do zera swoją puszkę, wydając 69 zł na zabawkę, na widok której wielbiciele dizajnerskich minimalistycznych zabawek kreatywnych w duchu Marii Montessori dostaliby zawału. I wcale im się nie dziwię, bo paskudztwo było z tego zaiste nieludzkie.
Wychowanie dzieci na dojrzałych finansowo dorosłych to Twoim zdaniem rola przede wszystkim rodziców czy szkoły? Czy gdybyś miała wpływ na program nauczania, to wprowadziłabyś naukę o finansach osobistych/ ekonomię dla dzieci od pierwszych klas podstawówki?
Jak dla mnie to przede wszystkim rola rodziców, ale fajnie by było gdyby szkoła im tę rolę ułatwiła, niemniej może nie od pierwszych klas podstawówki – najpierw niech młodzież porządnie matmę zrozumie. No i żeby to było jakoś sensownie prowadzone, bo ja miałam w liceum przedmiot, który zwał się przedsiębiorczość i miał w założeniu przybliżać elementy finansów i ekonomii, ale ludzie jakie to nudne było. To już przysposobienie obronne było bardziej porywające, słowo honoru.
Oj, zgadzam się z Tobą. Też miałam w liceum przedmiot, który tylko z nazwy mógł się kojarzyć z przedsiębiorczością. Prowadzony bez polotu, bez jakiegokolwiek pomysłu, przez nauczycieli, którzy dostali go jako dodatkowy, z doskoku. Jedyne co z niego zapamiętałam, to że rozdali nam jednego PIT -a na parę i omawiali jak to się z grubsza wypełnia.
Przenieśmy się teraz nieco w przyszłość, powiedzmy, do etapu gdy Pierworodna i Drugorodny mają odpowiednio 12 i 10 lat. Dzieciaki dostają od Was nieco większe sumy do własnej dyspozycji niż w tej chwili. Pozostawiasz im wolną rękę, na co wydają pieniądze i wychodzisz z założenia, że powinny uczyć się zarządzania pieniędzmi na własnych błędach czy ingerujesz w ich wybory i zakazujesz zakupów, które w Twoim przekonaniu są bezsensowne?
Mają wolną rękę. Nie ingerowałam w marzenie o zestawie weterynarza made in byle-gdzie, nie będę ingerować w wybory nastolatków, które pewnie będą dla mnie jeszcze mniej zrozumiałe. Ja za swoje kieszonkowe kupowałam na przykład pobudzający szare komórki magazyn Bravo, a zwłaszcza jego wydania specjalne poświęcone Backstreet Boys. Także nie sądzę, żeby w kategorii wydawanie kieszonkowego na bezsensowne zakupy moje dzieci były w stanie mnie przegonić 😉
Masz jakieś sprawdzone sposoby na sklepową histerię dzieci? Takie sytuacje kiedy to koniecznie muszą mieć wypatrzoną zabawkę w tej chwili, bo jak nie, to dają popis możliwości swoich strun głosowych. A może Pierworodna i Drugorodny należą do rzadkiego gatunku dzieci, które nigdy nie wymuszają zakupów?
Nie mam, bo moje dzieci jak dotąd takich akcji nie miały, owszem w sklepie robią burdę jak diabli uciekając mi między regałami i wrzucając do koszyka 10 paczek makaronu, ale histerii o zabawki czy słodycze raczej nie ma.
Podejście do pieniędzy najczęściej wynosimy z rodzinnego domu. Czy jest coś co na temat zarządzania finansami przekazali Ci rodzice, czego do tej pory się trzymasz? Jaki sposób myślenia o pieniądzach chciałabyś przekazać swoim dzieciom?
Ja pochodzę z rodziny w której się nie przelewało, a po śmierci mojego taty nasza sytuacja finansowa uległa jeszcze większemu pogorszeniu, więc edukację finansową przeszłam gruntowną, patrząc jak moja mama kombinuje jak z ultra lichej renciny utrzymać siebie i trójkę dzieci. Byłyśmy po prostu biedne, ale miałyśmy najważniejszą rzecz na świecie, czyli siebie. Dzięki temu doskonale wiem, że tak długo jak wszyscy są zdrowi, tak długo pieniądze do szczęścia, miłości i czerpania radości z życia nie są niezbędne. I to myślę, że przede wszystkim taki sposób myślenia o pieniądzach chciałbym przekazać moim dzieciom. Te bardziej przyziemne kwestie zostawię Wirgiliuszowi. Ja się zajmę tematami typu skąd się biorą dzieci, bo tego mnie na studiach całkiem nieźle nauczyli, a o finansach to mówili tylko tyle, że w naszym zawodzie pracy i tak nie znajdziemy haha.
I to co napisałaś jest najważniejsze. Rodzina, zdrowie i miłość. Jeśli przy okazji uda się nam wychować nasze dzieci na zaradnych i odpowiedzialnych finansowo dorosłych, to dodatkowy plus dla nas 🙂
Ja bardzo dziękuję Alicji za odpowiedzi na moje pytania, a Was zapraszam do śledzenia nowego cyklu na dzieci-licza-pieniadze.pl oraz do zapoznania się (jeśli jeszcze nie znacie) z artykułami Alicji, Danki i Ilony na mataja.pl